Na forum są opisane przypadki gruczolakoraka - poczytaj, to rozjaśni Ci to sytuacje.
[ Dodano: 2013-09-22, 00:00 ]
chomik13 napisał/a:
chciałam jednak przed tym przynajmniej zorientować się z czym mam do czynienia.
Masz do czynienia z zaawansowanym rakiem płuc, zajecie wezłów chłonnych nie rokuje dobrze.
Pozdrawiam
ps. spisz wszystkie pytania, ktore Ci sie nasuwają na kartke
chciałam jednak przed tym przynajmniej zorientować się z czym mam do czynienia.
I to jest bardzo rozsądna uwaga.
Guz płuca nacieka na wnękę i łącznie jest dość duży, co więcej możliwość meta do drugiego płata płuca (do oceny w PET) oznacza T4 - dodatkowo zmiana zwęża tętnice płucną. Zajęcie węzłów jest jednak znacznie ważniejsze - tu mamy do czynienia (moim zdaniem) co najmniej z N2 (węzły podostrogowe), a jeśli zajęte są węzły nadobojczykowe (w ocenie USG patologiczne, do oceny w PET) to jest cecha N3. Wszystko to poddaje pod wielką wątpliwość korzyść z zabiegu chirurgicznego w tym stadium. Z tych samych względów zasadne wydaje się być (na moje niewprawne oko) podanie, bez niepotrzebnej zwłoki, kilku cyklów chemioterapii indukcyjnej, a następnie ocena odpowiedzi oraz decyzja dotycząca rozpoczęcia radiochemioterapii radykalnej lub, co znacznie mniej prawdopodobne, konsultacja z torakochirurgiem w celu kwalifikacji do zabiegu.
Pamiętajmy jednak, że wiążąca jest decyzja onkologa, ale czas działa zdecydowanie na Waszą niekorzyść.
Pozdrawiam serdecznie,
Michał.
Dzisiaj podejrzałam na skierowaniu (dopiero dziś trafiło mi to w ręce) TNM.
T4, N2, M0
Czyli III B.
Było coś jeszcze o typie C 34 (ADENOCARCINOMA G2, C34), co oznacza nowotwora złośliwego oskrzela i płuca.
To chyba wszystko wiem. Pozostaje jeszcze kwestia wyjasnienia leczenia - czy radykalne czy paliatywne.
Moja Mama żyje nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Ja tę nadzieję podtrzymuję. Ale nie będzie dobrze. Jest źle, cholernie źle. Został Jej niecały rok życia. Dobrze zrozumiałam?
Został Jej niecały rok życia. Dobrze zrozumiałam?
Nie wolno Ci tak myśleć ,każdy przypadek jest inny
Nadzieje trzeba mieć do końca że może w waszym przypadku będzie inaczej.
Co moge doradzic to spędzaj z nią jak najwięcej czasu ,bądz przy niej, ona na pewno będzie potrzebowała Twojego wsparcia.
No bo na kim można polegac jak nie na własnej córce.
W razie pytań to tu na forum są tak wspaniali ludzie ,zawsze pomogą i odpowiedzą na każde twoje pytanie .
Pozdrawiam i ściskam.
_________________ Romka.
To nie był czas,to nie była pora.21.o3.2014.
Jak można świadomie podjąć decyzję odnośnie leczenia, skoro nie ma się o tym zielonego pojęcia, a sami lekarze potrzebują wielu lat studiów i praktyki, by zrozumieć o czym mówią?
Na dzień dzisiejszy wnioskuję, że Mama albo mnie okłamuje albo ma o tym wszystkim bardzo blade pojęcie. Uważam też, że lepiej gdybym ja jej powiedziała o co w tym wszystkim chodzi niż bezosobowy lekarz mający XX pacjentów, obchód na głowie i przydzielanie dawek chemii dla innych pacjentów.
Myślę też, że powinna wiedzieć, żeby w razie czego nie było później szoku - już tak było, gdy lekarz mówił o złośliwym guzie, a ona nie zrozumiała (nie dotarło do niej, nie wiem, nie chciała przyjąć do wiadomości), że chodzi o raka i gdy później usłyszała ode mnie tę nazwę (rak) to była w sporym szoku.
Nie mogę mówić, że wszystko jest ok, a później pójdzie do lekarza który wygarnie jej prawdę prosto w oczy, myśląc, że ona o tym wie.
Z drugiej strony - jeśli na dzień dzisiejszy nie zna szczegółów to żyje nadzieją, to jej daje siły - myśl, że będzie lepiej, że wyzdrowieje, że będzie dobrze. Jak się dowie - załamie się. Już jest z nią niezbyt dobrze, gdy się dowiedziała że to rak. Jak się dowie że pożyje max. rok czasu to koniec.
Dodawaj nadziei, ale uważaj na słowa, bo potem mama będzie miała pretensję, będzie się czuła oszukana, bo słyszała "że będzie dobrze", a wiemy, jakie są statystyki.
Nie jestem za tym, by "dobijać" informacjami ale teraz po czasie, po przejściach z moją mamą wiem, że można popełnić nieopatrznie duży błąd, że lepiej mówić "bedziemy walczyć, zrobimy ile się da" niż "będzie dobrze". Nie obiecuj bo tej obietnicy prawdopodobnie nie spełnisz.
Przepraszam Cię za szczerość, ale moja mama jest już po chemii i naświetlaniach, przeszła przez całe "leczenie" w które wierzyła i czuje się rozczarowana... bo nie jest dobrze, a ja drżę na samą myśl, co zrobię gdy jej się pogorszy a ona mnie zapyta , czemu nie jedziemy do lekarza? I co wtedy powiem? Mamo, bo zostało ci tylko hospicjum?
Dlatego uważaj co mówisz do mamy, bo ona teraz chłonie od ciebie wszystkie inf. i ci ufa. A potem będzie i jeszcze ciężej.
Pozdrawiam cieplutko.
Magda
Poza tym jest jeszcze jedna kwestia do przedyskutowania. Czy brać chemię? Chemię, po której będzie się czuła źle, po której będzie miała wymioty, biegunki, niesmak w ustach, brak apetytu i wszystkie inne skutki uboczne, czy po prostu... Nic nie robić? Zostawić, nie leczyć, nie brać chemii?
Czy w tym konkretnym przypadku jest sens by się męczyła z chemią, skoro rokowania są jakie są?
Chyba jestem wyrodną córką skoro tak piszę. Ale nie chcę by się męczyła.
Jutro porozmawiam z lekarzem, bo w chwili obecnej nie wiem nawet jakie ona ma leczenie (i ona też tego nie wie - co z kolei jest zastanawiające, bo dlaczego lekarz jej tego nie powiedział? Albo powiedział, a ona mnie okłamuje, bo nie chce mnie martwić) i zobaczymy co dalej.
Mama musi wiedziec, jakie są skutki uboczne chemii. To ona musi podjąć decyzję. Pamietaj, ze każdy człowiek stanowi o swym losie i ma do tego prawo.
Wiem, jak Wam teraz trudno, jesteście w szoku. My wszyscy przechodziliśmy przez ten etap choroby, ale po jakimś czasie oswoicie się z nią...
Moja mama prawdopodobnie gdyby nie chemia, już by z nami nie była. Ta chemia naprawdę pomogła ...
Ale ona tego chciała, mimo skutków ubocznych.
Porozmawiaj z lekarzem, jeśli trzeba poproś go, by rozmawiając z mamą nie pozbawiał jej nadziei, żeby był "ludzki" - ja tak robiłam przed każdą rozmową mamy z lekarzami nawet z pielęgniarkami.
Dużo sił życzę.
Magda
Magdzia, Mama wie jakie są skutki uboczne chemii. Odnoszę tylko wrażenie, że nie wie czy ta chemia ma sens. Ona ciągle myśli, że chemia ją uleczy - że jej się poprawi.
I teraz, jeśli jest to chemia radykalna - to ok, leczą ją.
Ale jeśli paliatywna? Musi sobie zdawać sprawę, że jej nie leczą, że tego się nie da wyleczyć, że to ma tylko poprawić jakość jej życia (cokolwiek to znaczy), ale że umrze. Musi sobie zdawać sprawę, że ta chemia da jej max kilka miesięcy, które będą ciężkie, nieznośne, niezbyt miłe.
Jeśli jest to chemia radykalna to musi podjąć decyzję czy woli dłużej pożyć (ilość) czy lepiej pożyć (jakość życia).
Trudne wybory, rozmowy...
Poczekajcie więc na decyzję lekarzy, czy ma to być radykalna czy paliatywna chemia.
Może lekarz coś doradzi więcej...
Trzymaj się. Magda
[ Dodano: 2013-09-22, 21:41 ]
A, ktoś tu napisał kiedyś, że statystycznie chorzy wybierają opcję jakości, nie ilości.
Akurat w przypadku raka płuca nie ma chemii radykalnej...
Bo samą chemioterapią wyleczyć się raka płuca raczej nie da.
Musi być sprzężona razem z innymi metodami leczenia. Albo razem z operacją (chemia indukcyjna - przed operacją i jeśli jest poprawa i guz się zmniejsza, być może jest szansa na operacją), albo jako uzupełnienie - po operacji tzw. chemia uzupełniająca, albo wspólnie z radioterapią.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum