Właśnie takie cholerstwo, jak w temacie, rozpoznano u mnie w guzku, który miesiąc temu wycięto z mojego przedramienia..
Łaziłam z tym około 2-3 lat. Początkowo zmiana była niewielka, nigdy nie powodowała u mnie żadnego dyskomfortu, a pytani o nią lekarze stwierdzali, ze to zapewne włókniak. Nie jestem typem panikary (przynajmniej dotąd nią nie byłam), dbam o zdrowie ale nie chorobliwie, że tak powiem... Skoro nie było powodu do niepokoju, nie stwarzałam go sobie sama..
Jakieś dwa miesiące temu moja mama miała drobny zabieg, usuwano jej nieładną zmianę na nosie i tak przy okazji, namawiana przez męża, pokazałam chirurgowi ten mój guzek. Stwierdził, ze to trzeba usunąć, umówił mnie na zabieg. Parę tygodni później miałam już guzek usunięty a dwa tygodnie temu przyszły wyniki.
Zmiana była wielkości pestki od śliwki (nawet tego gnojka widziałam, nie wyglądał wtedy tak strasznie
), usunięta nieradykalnie. Pojechałam do Wielkopolskiego Centrum Onkologii, gdzie dowiedziałam się, że czeka mnie operacja podczas, której znacznie więcej mnie pójdzie do kosza - trzeba usunąć spory margines, by dziadostwo wywalić całe.
Niepokoi mnie fakt, że poza tą operacją i sprawdzeniem węzłów na tę chwilę lekarze nie planują nic. Nie sprawdzą czy mam przerzuty, kiedy zapytałam o takie badanie lekarza stwierdził coś w stylu, że żadne państwo nie może sobie pozwolić na tak szerokie diagnozowanie wszystkich a poza tym w tym przypadku jeśli będą przerzuty to i tak niewiele się zdziała, bo rak ten nie poddaje się ani chemio ani radioterapii. Więc co? Lepiej nie wiedzieć?
Szukam informacji w internecie na temat tej choroby, ale wiele nie ma, pomyślałam, ze może tutaj spotkam kogoś, kto też się z nią borykał. Nie wiem czy polegać na lekarzach, czy szukać więcej informacji. Na tę chwilę mam wyznaczony termin przyjęcia do szpitala na 25 lipca. Musze czekać ;x