Witajecie
. Jestem tu świeżakiem i nie wiem co i jak ale muszę się z kimś podzielić tym co mnie gryzie i dręczy. Z chorobą mam do czynienia od 1989 roku. Jako 11-latka zachorowałam na nerki. Dializy, przeszczep, który trwała 14 lat, znowu dializy i kolejny przeszczep. Po drodze "dołączyły" do Nas inne choroby: nadciśnienie, jaskra, miażdżyca (jestem po amputacji nogi), RZS, osteoporoza, dyskopatia szyjnego, piersiowego i lędźwiowego odcinka kręgosłupa, zarażenie wirusem HCV (podczas pierwszego przeszczepu albo jeszcze podczas pierwszych dializ), kłykciny (operowane w 2005 roku). Od drugiego przeszczepu miałam niereguralne miesiączki ale to hormony. Cytologia zawsze prawidłowa. Od jakiegoś roku krwawienia. Lekarz leczył mnie tabletkami anty. W zeszłym roku podczas badania USG został wykryty polip ale wszedzie kolejki. 27 lipca tego roku dostałam się do Warszawy na ul. Karową. Doktor podczas badania miła jakąś dziwną minę... Pobrała cytologię i zostałam umówiona na KJD na 19 sierpnia. Tydzień później dzwoni do mnie położna z tego szpitala by uwówić mnie na wizytę... Ja skołowana bo wizyte już mam. Zadzwoniłam do P. Doktor z zapytaniem co z moją cytologią. Powiedziała, że cytologia jest zła, jest podejrzenie raka szyjki... Kochani nie radzę sobie ze strachem, który mnie paraliżuje.
Jeśli możecie, poradźcie jak sobie z tym poradzić i nie zwariować... Z góry dziekuję.