Witam
Moja mama ma raka nerki z przerzutami to drugiej nerki, kręgoslupa i kości czaszki. Obecnie przebywa w hospicjum. Raka zdiagnozowano 2 sierpnia, i od 9 sierpnia przebywa w hospicjum. Mam małego 12 miesięcznego brzdąca (wczesniaka ur sie w 30 tyg) więc cięzko mi się zaopiekować mamą 24h/7. Mój brat zmarł 2 lata temu, więc nie mam oprócz mojego narzeczonego nikogo kto by mi pomógł zaopiekowac sie mamą. Mama straciła czucie w palcach i jej dłonie nie są już sprawne. Nogi ma bardzo opuchniete i zaczynają cieknąć. Ma niską temperature ciała 34 stopnie i zimne ręce i nogi. Do tego ma czasem siną skórę w okół ust. Mama miała zapalenie płuc 2 tygonie temu ale jakos z tego wyszła, Jest na tlenie bo po radioterapii ma zmiany na płucach. Jest w pełni świadoma i kontaktowa. Ma bardzo bardzo dobry apetyt i uwierzcie mi mogłaby zjeść konia z kopytami. Wczoraj zażyczyła sobie kebaba! Ale jest słaba na nogach, chodzi bardzo wolne i traci równowage. Dzis onkolog zaproponował leczenie sutent -em. Nie wiem co o tym myslec. Częśc onzak wskazuje że śmierć się zbliża, ale z drugiej strony wydaje mi się że jeszcze nie..... pytałam lekarzy o prognozy ale nikt mi nic nie chce powiedzieć.... Mama robi plany 10-letnie i nie przyjmuje do wiadomości że jest poważnie chora. Nie wiem co dalej robić.....??? Może macie jakieś pomysły? Nie chce mamie mówić że umiera bo będzie na mnie zła..... i boję się że odbiore jej nadzieje....
Słuchajcie...każde 'odejście' jest inne. Nie ma na to przepisu jak to będzie wyglądało. Przeczytałam wątek i jedni piszą, że bliskie im osoby 'giną z dnia na dzień', inni natomiast odwrotnie.
Sama w rodzinie miałam przypadek...trudno nazwać go przypadkiem, ale teraz chciałabym go przedstawić, iż mój Ojczym, dzień przed śmiercią czuł się lepiej, niż na początku choroby. Zjadł obiad...calutki, umył po nim zęby...nad podziw mnie to zaskoczyło, natomiast następnego dnia...sytuacja była dramatyczna.
Dlatego nie można sugerować się artykułami, na pewno coś w niektórych znajdziemy, co będziemy mogli porównać z nadchodzącym 'odejściem' bliskiej nam osoby, ale tak jak piszę, każdy 'odchodzi' indywidualnie. Każdy jest inny, i w inny sposób to następuje.
MisInka, to dobrze, że Mamusia nastawiona jest pozytywnie, nawet bardzo dobrze że robi plany, absolutnie nie wspominaj jej o śmierci. To byłby szok dla niej, i nie wiem, czy w tym wypadku, przyjęłaby to na serio.
Myślę, że Mamusia jest pod wpływem środków przeciwbólowych, i nie ma sensu wyprowadzać jej z błędu, że myśli przyszłościowo.
Po prostu z nią bądź, przytakuj, pogłaszcz po głowie, trzymaj za rękę. To bardzo ważne w takich sytuacjach, i nie myśl o tym...że to 'już'
Pozdrawiam cieplutko, Ania.
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
Dziękuje Anniu. Masz racje każda śmierć jest inna.....
Mama mnie bardzo prosi żeby wrócic do domu, więc stanę na głowie żeby tak było... może uda mi się wszystko zorganizować do przyszłego tygonia. Dziś zaczęli jej podawac chemie niestandardową, trochę się tego bała. Bedzie jeszcze w hospicjum przez tydzien żeby zobaczyć czy nie pojawia się skutki uboczne....
Trochę się boję jej powrotu, bo jej głowa pracuje dobrze a ciało niedomaga. Ona myśli że może wszystko robić sama a czasem się na nogach nie może utrzymać, przy tym jest okropnie upartą 'zosią samosią'.
Mama dzis psychicznie czuła się fantastycznie, ale jak zaczęło ja boleć ostro, to znów się zrobiła blado woskowa na twarzy z sińcami wokół ust, a ręce śnieznobiałe, pociła się strasznie.... potem jej przeszło... i powiedziała ze ona jeszcze ze sowim wnukiem za ręke pójdzie na spacer....... pomyślałam wnuk jeszcze nie chodzi a babcia już nie chodzi.... ale co tam spróbujemy to zorganizować może babcia na wózku a wnuczek w wózku....
MisInko - Anulinka12 ma świętą rację! To cudownie, że Twoja Mama ma dobry humor i nie poddaje się. Cokolwiek miałoby się stać. Jej smutek, zły humor mógłby być boleśniejszy niż choroba.
Mój Tata też chciał pójść do domu. Kiedy się go odwiedzało, to robił nieco smutną minę i mówił "I wonna go home..". Niestety nie zdążyliśmy go wziąć, bo nie było takiej możliwości.
MisInka, jeśli masz taką możliwość i sytuacja zdrowotna Mamusi na to pozwoli, zabierz ją do domu. Daj jej powód do radości, niech nawet Ona na wózku, i wnuczek w wózku, pójdą razem na spacer.
Życzę Wszystkiego dobrego, pozdrawiam. Ania
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
W poniedziałek przywiozą mi do domu łóżko i specjalny fotel dla Mamy i we wtorek może przyjśc do domu!! Mama bardzo się cieszy!
Dziś zauważyłam, ze jej nogi trochę ciekną i na stopach zrobiły jej sie takie siniaczki.... ale moja uparta mama postanowiłam pójść na spacer z wnuczkiem! Przeszła dobre 30 metrów pchając wózek bez tlenu! Uparciucha co?! Jeszcze mi podała numery żebym wysłała toto lotka ;-) To mnie troche przeraża, bo mama jest w pełni świadoma, jej mózg funkcjonuje bez zarzutu, a ciało.... umiera! A ona złości się na tego raka! Myślę, ze z tej złości czerpie siłę!
Ja wiem że to nie ten wątek, ale strasznie mnie denerwują ludzie, którzy przyjeżdzają odwiedzić moja mame po to żeby zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia agrrr.... przychodzą ze smutnymi minami i pochlipują nie wiem po co!! Do tego się tłumaczą, ze dopiero teraz przychodzą bo dopiero się pozbierali po tej wiadomości....... tak pozbierali, czekali na mnie, zebym ich podwizoła do hospicjum i potem do domu!! Nie mam chyba siły żeby sie tymi ludzmi przejmować..........
MisInka, faktycznie z Twojej Mamusi to uparciuszek, ale to dobrze, jeśli czuje się na siłach i chce, nie zabraniaj. To ważne, by realizowała swoje plany, mimo tego, że choroba czasami jej w tym przeszkadza. Jest bardzo, bardzo odważną kobietą, która mimo tego 'podłego potworka', nie poddaje się.
Trzymajcie się Obie! Serdecznie pozdrawiam. Ania.
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
MisInka, dobrze, że Mama jest uparta i serdecznie gratuluję Jej tych 30 metrów z wnuczkiem!!
Mojego Tatę nikt nie widział w chorobie, kiedy schudł, chodził z trudem. Tata nie chciał żadnej litości, bo niestety tak często reagują ludzie. Litość albo niezdrowa ciekawość. Wszyscy sąsiedzi się oglądali, kiedy przywieziono go ze szpitala, odwożono lub wychodził gdzieś z nami. Oglądali się na jego chude ciałko, nóżki, na trud chodzenia.
Nie chciał, by ktokolwiek go odwiedzał, sam też nie chciał zajrzeć do pracy, znajomych.
Wobec nas, rodziny, początkowo miał pewne.. a to się wstydził, a to że pojawiło się "nowe upokorzenie", ale na szczęście szybko pozbył się swoich obaw.
Naszym chorym bliskim potrzeba miłości, bo to ma w sobie wszystko- opiekuńczość, zainteresowanie, ciepło, bezinteresowność, wszystko!
egoiści, tak właśnie jest, ludzie chorzy nie znoszą litości, to fakt. I chyba jak większość zdrowych...no chyba, że w innych sytuacjach.
Wiem coś o tej niezdrowej ciekawości, nie jest to na miejscu wobec osób 'trzecich', którzy w różny sposób to pokazują, ale to chyba taka mentalność ludzka :( na którą nie mamy wpływu.
Wiesz egoiści, mój Ojczym też bardzo schudł, ledwo powlekał nogami na 'podpieraczku' do łazienki. Naprawdę różnie bywało, chociaż od początku nie był zawstydzony tym, iż ma różne dolegliwości z tym i innymi rzeczami związanymi.
Miał dużo nadziei, bardzo dużo i myślę, że korzystał z pomocy jak tylko mógł, bez wstydu i jakichkolwiek oporów.
Bardzo chciał żyć.
:( :( :(
Dlatego właśnie, Wszystkim chorym jest bardzo potrzebna pomoc bliskich, ich miłość i bycie...po prostu bycie przy chorym. Każdy inaczej reaguje, to normalne, ale wierzcie mi, jedyny sposób by nasza najukochańsza osoba mogła spokojnie przeżyć swoje ostatnie chwile....to tylko MY. My jedyni możemy im w tym pomóc. Pomóc GODNIE ODEJŚĆ...
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
Egoiści
tak to straszne o czym piszesz,ale również to znamy- ta ludzka niezdrowa ciekawość. Mojego biednego Tatulka jak wywozili ostatni raz z jego ukochanego domku na takim krzesełku bo już był taki słabiutki,że nie miał sił ustać to sąsiedzi patrzyli.... wiem,że bardzo wtedy cierpiał :( było bardzo ciepło, niedzielne popołudnie, ludzie z dziećmi przed blokiem, a mój najukochańszy Tatuś wyruszył w swoją ostatnią ziemską wędrówkę po szpitalach :( nie chciał iść do szpitala, ale musiał. chcieliśmy Go wzmocnić i zabrać do domu- nie zdążyliśmy.
Mój Tatuś jak tak bardzo schudł to mówił,że brzydzi się siebie:( że nie może patrzeć w lustro, potrafił nie golić się po kilka dni,żeby nie spoglądać na siebie :(
Boże serce pęka jak zaczynam wspominać :((((
madziulena, tak było jest i będzie...bywają ludzie, którzy przynajmniej startają się i unikają dziwnych spojrzeń na osoby w takim stanie. Ale większość niestety, robi z tego 'widowisko'
Wiesz, myślę, że nasza wspaniała i jak to się mówi 'cywilizowana' Polska...jest jeszcze do tyłu i to co najmniej z 10 lat za murzynami.
Bardzo mi przykro z powodu Twojego Tatusia, serce ściska...i brak mi słów.
Pozdrawiam Cię bardzo gorąco, trzymaj się. Ania.
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
madziulena - mieliśmy dokładnie taki sam "plan".. Tata musiał iść do szpitala.. Kiedy przenieśli go na opiekę paliatywną powiedzieliśmy, że chcemy wziąć Tatę do domu. Pani doktor odrzekła, że postara się ustawić leki tak, aby to było możliwe. Niestety Tata zmarł tego samego dnia wieczorem...
Mam nadzieję, że nie miał nam za złe, że jest w szpitalu. Wyszłam od niego godzinę przed tym jak zmarł. Odszedł we śnie, po prostu zasnął już na zawsze..
Ciągle w głowie siedzi mi obraz Taty z tej ostatniej wizyty.. Z ostatnich chwil razem.. To był jedyny dzień kiedy go odwiedzałam i nie mogłam nie płakać. Wychodziłam z pokoju, niby do łazienki, żeby uronić parę łez. Koszmarnie bałam się od niego wychodzić, ale pani lekarz delikatnie dała mi do zrozumienia, że na sali są jeszcze inni..
Na koniec obcałowałam Tatę, zgasiłam światło i wyszeptałam "dobranoc".. a on zasnął i odszedł kilkadziesiąt minut później.. Jutro miną dwa tygodnie :(
Wiecie co mi miłego powiedział tego dnia.. To nic specjalnego, ale dla mnie cudowne.. Tata nie mógł sobie znaleźć wygodne pozycji- poprawiałam mu poduszki, podnosiłam nóżki, by mógł je zgiąć.. łózko.. Latałam wokół.. Stałam przy jego nogach, zrobiłam bezradną minę i powiedziałam coś w stylu "nie wiem, co jeszcze zrobić, by było ci wygodnie", a on machnął ręką i powiedział "to nie jest ważne, to nie jest ważne". Podniosłam na niego oczy i uśmiechnęłam się pytająco, a on wskazał na mój uśmiech i powiedział "YOU- to jest ważne". Jak ja kocham mojego Tatę...
Wszystko się udało! Mama już jest w domu! Mam teraz w salonie szpital i przedszkole w jednym heh.... teraz tylko szybkie klonowanie, bo mama i młody potrzebuje mnie w tym samym czasie, jakby byli o siebie troche zazdrośni........
Mam pytanie, mojej mamy nogi są bardzo spuchniete, trochę ciekną i na placach od nóg pojawiły sie fioletowe siniaki oraz na stopach fioletowe plamy, te plamki są również na środstopiu. Czy to znaczy, że krążenie nie jest za dobre w tych miejscach??
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum